18 czerwca odbył się Garmin Triathlon Elbląg, trzeci z pięciu etapów w całym cyklu. Wystartowałem na dystansie 1/8 IM, do rywalizacji stanęło 150 osób. Warunki do pływania i na rower były idealne, więc pierwsze dwa etapy przebiegły szybko i przyjemnie. Mimo, iż na biegu opadłem z sił, na metę dotarłem jako pierwszy i odniosłem moje pierwsze zwycięstwo. To tak w skrócie… Szczegóły w dalszej części, jeżeli macie ochotę, zapraszam do czytania !
Zawody w Elblągu od początku układały się dla mnie bardzo pomyślnie. Na pływaniu ustawiłem się z przodu i przez pierwsze 150 m trzymałem kontakt z czołówką. Niestety później musiałem zwolnić i wrócić do swojego tempa. Jednak dzięki temu, że płynąłem w nogach wyprzedzających mnie zawodników, udało mi się zminimalizować straty do czołówki. Etap rowerowy jest zawsze moją najmocniejszą stroną. Zacząłem spokojnie i utrzymywałem swoje ustalone tempo. Przy nawrocie, w połowie dystansu byłem dwunasty i traciłem około minuty do leadera. To był moment, kiedy zdecydowałem postawić wszystko na jedną kartę. Jechałem tak, jakby po drugiej dyscyplinie kończyły się zawody. 2 km przez strefą zmian dogoniłem pierwszego zawodnika i wybiegając na ostatni etap, miałem mały zapas czasu. Już przy pierwszych krokach czułem, jak wiele kosztowała mnie walka na rowerze. Prawie maksymalne tętno i upał sprawiały, że droga do mety wydawała się bardzo odległa. Ale przede mną był tylko pilot, skoncentrowałem się więc na nim i na biegu. Na szczęście drugi i trzeci zawodnik również opadli z sił i biegli w podobnym tempie jak ja. Natomiast czwarty po rowerze, doganiał mnie błyskawicznie, 1km przez metą, był tuż za moimi plecami. Przyspieszyłem, mając świadomość, że nie mam szans, dobiec do końca z taką prędkością, ale nie miałem innego wyjścia.
Byłem na ostatnim zakręcie przed metą, kiedy pilot krzyknął do mnie „Wygrałeś!”. Odwróciłem się i zobaczyłem, że mój rywal poddał się i zaczął biec truchtem. Wygrałem! Odniosłem pierwsze w mojej karierze triathlonisty zwycięstwo!
Początki mojej przygody z triathlonem to Serock w 2014 roku, zawody do których przystąpiłem bez większego przygotowania, dopiero zacząłem treningi biegowe i pływackie. Mocny czułem się jedynie na rowerze, bo tę dyscyplinę uprawiam i uwielbiałem od dziecka. Po dotarciu na metę wiedziałem, że chcę więcej. Jednak dopiero od jesieni 2015 postanowiłem trenować regularnie. Można więc powiedzieć, że sezon 2017 to mój drugi sezon, do którego przygotowuję się przez cały rok.
Jak udało mi się wygrać? W tym sezonie chciałem skupić się tylko na sprintach i poprawcować nad prędkością oraz wydolnością. Po okresie zimowych treningów wytrzymałościowych, od wiosny skupiałem się na krótkich treningach powtórzeniowych. Biegi trenowałem regularnie na stadionie, wykonując kilometrowe odcinki w tempie szybszym od biegu na 5 km, a zamiast długich treningów rowerowych robiłem powtórzenia np. 5×5 min w tempie mocniejszym od startowego na 20 km. W Elblągu przekonałem się też jak ważna jest prawidłowo zrobiona rozgrzewka i że nie wystarczy kilka minut w wodzie też przed startem. Tym razem dużo wcześniej zrobiłem rozgrzewkę biegową, potem 10min rozpływania i jeszcze 10min odpoczynku na brzegu. Skutek, mocny start i brak zdyszki w dalszej części trasy pływackiej.
Stanąłem do rywalizacji z młodzieżą (co było moim pierwotnym celem 😉 ) a do tego i wygrałem! Bardzo się cieszę, że moja strategia treningowa się sprawdziła, mam nadzieję, że będzie się sprawdzać dalej.
Tekst: Bartosz Latawiec